Docieramy do roadhouse'u.
Jest ale .. zamkniety. Czynny do 17:00, bedziemy czakac do rana. Kolejny nocleg w samochodzie.
Spotkana przypadkowo para australijczykow - tez mieli przygode z opona - nocuje w tamtejszym guest room. Maja tam pare pokoi dla zblakanych turystow.
Tyle ze obslugi nie ma, chyba juz pojechala do domu!!! ciekawe gdzie na tej pustyni. Rano okazalo sie ze mieszkaja gdzies na tym samym terenie, tyle ze po 17 maja czas dla siebie.
Przekradamy sie przez drut kolczasty na teren guesthouse i ladujemy w kuchni nasze baterie.
Do tego udaje sie nam zalapac na prysznic! jest super!! Jedyni goscie otwieraja nam brame, zebysmy nie przelazili przez drut kolczasty, wiec wjezdzamy na teren stacji, znowy nocleg w klimatyzowanym... samochodzie!
Dalej nie mamy zapasu. Nie maja takich opon jakich szukamy, nasze mijskie 17" felgi sa tu raczej rzadkoscia, wszyscy jezdzam przewymiarowanymi samochodami terenowymi.
Tutejsze mini-warsztaty sa w dosc oplakanym stanie i nie "wskazuja" na posiadanie nowych czesci zamiennych.
Ze wzgeldu na imponujacy rozmiar dziury odmawiaja nam naprawy kola.
Wzdluz calej drogi widzimy mnostwo wrakow rozbitych i przewaznie spalonych samochodow! Mamy nadzieje, ze to nie zatrzymala ich ... przebita opona ;)