Przy samym wjezdzie na polwysep Peron wielkie napisy informujace o wpisaniu tej okolicy na liste swiatowego dziedzictwa kultury.
Zaraz potem ... shell beach! ponad 100 km bialej plazy kontrastujacej z lazurowym morzem, zamiast piasku plaza pokryta jest drobnymi muszelkami.
Jeszcze pare lat temu tutejsi mieszkancy wykorzystywali muszelki do produkcji wapna do budowy domow!
Dalej wjezdamy do Denham, spokojnego morskiego kurortu bedacego baza wypadowa do pobliskiego parku narodowego oraz Monkey Mia - rozreklamowanego na calo australie "kapieliska"
gdzie mozna plywac z delfinami.
Po chwili namyslu odpuszczamy sobie delfiny i jedziemy biwakowac w parku narodowym (legalnie) bedacym siedziba wielu zagrozonych gatunkow, m.in. bilbo!!!
chyba najdziwniejszego stworzenia na swiecie, wyglada jak wielka mysz z przyszytymi uszami krolika, wilkim pijackim nosem i orlim piorkiem zamiast ogona.
Droga do parku wiedzie przez piaski, ale podobno po spuszczeniu powietrza z kol 4x4 daje rade. Na wszelki wypade wybieramy pobliska (20km) Big Lagoon, a nie
oddalony o 40 km Top End.
Przeprawa przez piaski jest pelna emocji, co jakis czas dryfujemy na jakijs wiekszej gorce piasku, a od czasu do czasu podwozie zawiesza sie na srodkowej muldzie.
Pomaga popychanie albo delikatne rozkopanie przejazdu.
W koncu docieramy do malowniczej laguny! cukierkowe wrazenia tak naj na plazach ningaloo!
rozbijamy namiot na jednej z wydm i oczekujemy na zachod slonca... i oczywiscie na Bilbo!
Zachod przyszedl .. bilbo niestety nie, za to na piasku wokol namiotu pelno roznych dziwnych sladow :)
Jutro jedziemy do Kalabari NP.