Juz tylko 900 km dzieli nas od wybrzeza, nie mozemy sie doczekac chlodnej bryzy, zimnego piwa, fal, soczystej zieleni .. i dostepu do internetu!
W centralnej Australii mielismy z tym duze problemy. Moja "lokalna" komorka Optus nigdzie nie ma zasiegu, Telestra sie czasem pojawia, ale czasami nawet w 3000 miasteczkach nie
da sie nic zlapac! Zreszta moj roaming przez Plusa szwankuje i nie moge sie zalogowac do sieci.
Jedziemy przez coraz bardziej pustynne tereny i robi sie coraz cieplej.
Kiedy termometr pokazuje 46C robi sie troche nieswojo. Porady Ozzis, zeby w poludnie zatrzymac sie w cieniu drzewa i przeczekac przy otwartych drzwiach, wietrzac samochod
wydaja sie nam malo racjonalne.
Jeszcze 70 km przed wybrzezem "slupek" stoi na 45 C, mamy marsowe miny, bo wylegiwanie sie na plazy przy takiej temp. odpada!
Nagle w ciagu 10 km temp zaczyna spadac, najpierw powoli, a potem juz "galopem"... do 30C, w samym Coral Bay jest 28 i przyjemny wiaterek!
Na oparach benzyny zajezdzamy do miasteczka (120 mieszkancow).
Bez problemu znajdujemy nocleg w Ningaloo Club (miejsce dla backpackerow, pokoj dwuosobowy 72$, warunki baaardzo skromne i najgorszy internet na swiecie.
Nie mozna sie niczym podlaczyc, a na przestarzalych terminalach dziala tylko IExplorer 6.0.
Nie psuje nam to specjalnie nastrojow, widok morza i pobliskiej restauracji wszystko wynagradza!
cdn