jedziemy i jedziemy a Alice Springs sie nie zbliza!
termometr wariuje, wyswietracz w Casio ProTreck (niby profesjonalny ;) sczernial z goraca ...
Przed nami ciagle taka sama droga i czerwona ziemia usiana krzaczkami.
Od czasu do czasu z pobocza pomacha kangur albo droge przebiegnie krowa..
Zeby sie nie zanudzic robimy krotkei "skoko w bok" to na slone jezioro to na czerwone wzgorza.
Docieramy do coober Pady, kopalnie opali jak okiem siegnac, tzn minikopalnie miniwlascicieli. rozsypujace sie domki i archaiczny sprzet.
Gromady aborygenow chodzacych boso po rozgrzanych do bialosci chodnikach mi sie juz topia klapki!
cykamy pare fotek, kolacja w greckiej tawernie i jedziemy dalej!
DO Alice Springs 676 km, chyba juz nie zdazymy dzis tam dotrzec, hmm ciekawe gdzie bedziemy nocowac, bo rozbicie namiotu przy 42C za oknem chyba nie bedzie przyjemnoscia.